...Pisane w ostatnich dniach grudnia 2022 i pierwszych stycznia 2023...
Święta i czas okołoświąteczny poświęcam na celebrowanie różnych przyjemności, co w moim wydaniu oznacza między innymi czytanie. Od kilku więc dni - rzecz jasna z przerwami na biesiadowanie (na szczęście dość umiarkowane) i spotkania rodzinne pogrążona jestem w opowieściach. Nie takich typowo świątecznych, pogodnych historiach z happy endem, o rozsypanych rodzinach, które na powrót scala duch świąt czy też utrzymanych w melodramatycznym klimacie opowieści o miłości, na którą się nie stawiało, a ona proszę bardzo, przyszła. Wolę historie bardziej złożone i niejednoznaczne, co do których mam przypuszczenia, że zamiast naiwnego optymizmu zaskoczą mnie czymś i wprowadzą w stan lekkiego choćby intelektualnego dyskomfortu. I chyba nawet Mikołaj, Gwiazdor czy kto to tam na Warmii prezenty przynosi, o tych moich potrzebach wie, bo pod choinką zostawia Chołod Szczepana Twardocha. Powieść tę właśnie czytam - znów z przerwami, tym razem już nie na biesiadowanie, lecz życie domowe, nadrabianie zaległości z pracy, pisanie i oglądanie filmów w najlepszym rodzinnym towarzystwie. A ponieważ dopiero czytam, dziś jeszcze o tej mocnej i nieco mrocznej prozie niczego ode mnie nie dostaniesz, poza tą jedną, ważną u Twardocha apostrofą: "moja równie droga, co nieistniejąca czytelniczo".
Zacznę od Najtrudniej spotkać Lilit. Opowieści chasydzkich kobiet Hanki Grupińskiej. Właśnie tę pozycję, obszerną i zanurzoną w niemal zupełnie nieznanym mi świecie, wybrałam jako najlepszą lekturę na długą podróż, zbyt wczesne pobudki (które tak po prawdzie uwielbiam; cisza, kawa, książka lub notatnik i pióro, do tego chwila samotności - rarytas) i ewentualne kłopoty ze snem. Opowieści chasydzkich kobiet kupiłam jakiś czas temu, dwojako zainspirowana. Po pierwsze, przez internetowe spotkanie z Hanką Grupińską. Wcześniej o autorce niewiele wiedziałam, jej nazwisko przemknęło mi wprawdzie przed oczyma raz czy dwa podczas lektury Tygodnika Powszechnego czy Wyborczej, ale niczego, co wyszło spod jej pióra czy klawiatury, nie czytałam. To facebookowe spotkanie autorskie dotyczyło Dalekowysoko, nowej książki, reporterskiego studium stanowiącego owoc kilkuletniego pobytu w Tybecie. Przy okazji promocji tej publikacji pisarka wspomniała również o książkach starszych, poświęconych głównie tematyce żydowskiej, między innymi o wznawianej właśnie Najtrudniej spotkać Lilit. Tymczasem ja dosłownie chwilę wcześniej pochłonęłam netfliksowy Unorthodox, serial opowiadający historię młodej chasydki, która podejmuje próbę buntu przeciwko rolom i zadaniom, jakie wyznaczała kobietom ta hermetyczna, ortodoksyjna społeczność. Czy udaną, tego nie zdradzę na wypadek, gdyby ktoś serialu jeszcze nie widział, a po przeczytaniu mojego tekstu zapałał ochotą, by nadrobić filmowe zaległości. Bohaterkę serialu, delikatną i wrażliwą Etsy, bardzo polubiłam, podziwiałam determinację, z jaką walczyła o własną emancypację. Muszę jednak wyznać, że nie pozostałam obojętna wobec świata, z którego pragnęła uciec, jednocześnie odpychającego, oburzającego, niezrozumiałego, a przez to w jakiś sposób fascynującego. Więcej jeszcze - zaskakująco rozwojowego i żywotnego. Tymczasem ja miałam ten chasydzki świat za margines, relikt przeszłości zniszczonej w tragicznych okolicznościach Szoah, niemożliwej do wskrzeszenia, utrwalonej wprawdzie na obrazach Marca Chagalla i w powieściach Izaaka Baszewisa Singera, funkcjonującej jednak bardziej jak mit lub baśń niż prężnie rozwijająca się teraźniejszość. Czy to naprawdę jest możliwe, pytałam, by we współczesnym świecie istniała społeczność o tak archaicznej strukturze, tak zamknięta i radykalna, świadomie i celowo odcinająca się od wszystkiego, co aktualne, tkwiąca w przeszłości wbrew rozpędzonemu technologicznie światu?
Wydaje się zresztą, że moja ciekawość nie tylko nie była niczym zaskakującym, ale została wręcz przewidziana przez rynek medialny... i błyskawicznie przezeń zagospodarowana. Nie ukrywają tej koniunktury wydawcy książki Hanki Grupińskiej, którzy na okładce Najtrudniej spotkać Lilit potencjalnych nowych czytelników przyzywają po imieniu, pisząc: "Obowiązkowa lektura dla widzów Unorthodox i Shtisel". Prawdę powiedziawszy, książka i bez tego sprzedałaby się na pniu, przed Netfliksem i jego serialowymi hitami była na rynku wydawniczym intensywnie poszukiwana, a jej trzy wcześniejsze wydania rozeszły się jak przysłowiowe ciepłe bułeczki.
A przecież Najtrudniej spotkać Lilit do łatwych lektur nie należy. Nie jest to ani literatura plotkarska, ani śniadaniowa, niczego nie upraszcza i nie powiela żadnych stereotypów. Imponuje zarówno objętością tekstu, wagą, jaką autorka przykłada do aspektu merytorycznego, jak i formą -precyzyjnie przemyślaną, pozwalającą czytelnikowi dobrze osadzić się w opisywanym świecie. Pod każdym względem, również wagowym, lekko nie jest - to naprawdę obszerna lektura i gdyby nie to, że zajrzałam do niej jeszcze przed podróżą i natychmiast "przepadłam", nie spakowałabym jej do torby. A tak nie dość, że stała się istotną częścią bagażu podręcznego, to jeszcze pozwoliła uczynić prawie czterystukilometrową podróż prawie niezauważalną.
Jako się rzekło, ukazany przez Grupińską świat swoją odrębnością intryguje i wprowadza w stan dręczącego poznawczego dyskomfortu - niepodobna go opuścić, nie rozwiawszy uprzednio wszystkich albo choćby tych kilku najistotniejszych wątpliwości, nie zbliżywszy się choć odrobinę do zrozumienia.
W dotarciu do niego pomaga bogaty społeczno-kulturowy kontekst. A choć jak wskazuje podtytuł książki, głównymi bohaterkami książki są chasydzkie kobiety, to zanim ich głosy zdominują opowieść, autorka skrupulatnie przedstawia dość skomplikowaną strukturę świata, w którym jej rozmówczynie dobrowolnie (a są takie) czy na zasadzie przymusu kulturowego funkcjonują. Grupińska wyjaśnia więc najpierw, w jakiej rzeczywistości jesteśmy i omawia reguły w niej obowiązujące. Podkreśla, że chasydzi nie stanowią monolitu - na tę społeczność składa się wiele dworów, dynastii powstałych w czasach dawnych, przedwojennych - ich historię dramatycznie naznaczył Holokaust, niektóre z nich powstały po wojnie. Szerzej przedstawia między innymi dynastie Aleksander, Karlin, Bobow, Slonim. Każdy z dworów wyróżnia się stosunkiem do rebego, określoną rytualnością, sposobem modlenia się, właściwym dla określonej dynastii pojmowaniem zakresu swobód i współpracy z chilonim (świeckimi Izraelczykami), a także stosunkiem do państwa Izrael. Poszczególne dwory można poznać po szczegółach stroju, nakryciach głowy. Tym, co wszystkich chasydów łączy, jest głębokie przywiązanie do przeszłości, trwanie po stronie tradycji i przekonanie o słuszności tej ortodoksyjnej, a nawet ultraortodoksyjnej drogi. A także stosunek do kobiet.
"Miejsce Sary jest w namiocie. A tak prawdę powiedziawszy, to kobiecie żydowskiej wystarczy wiedzieć dwie rzeczy: jak prowadzić koszerną kuchnię i koszerne łóżko - dodaje żona chasyda."
Kobiet, którymi lepiej się nie urodzić, za co chasydzcy mężczyźni dziękują w porannej modlitwie. Że nie urodzili się gojem, kobietą, ślepym, głuchym etc.
A jaka droga została przeznaczona kobietom? Jak one mogą służyć Imieniu, któremu w swej modlitwie dziękują za to, że są tym, kim zechciało je stworzyć? Bez względu na dynastyczną przynależność, ich zadaniem jest jedno: być dobrą żoną i matką. Dobrą, czyli uległą, posłuszną, zdolną do ciężkiej pracy i wszelkiego poświęcenia dla rodziny i studiującego (oby jak najdłużej) Torę męża. Posłuszną, a więc całkowicie negującą siebie, niemal dla samej siebie i innych przezroczystą. Do roli tej przygotowywane są od najmłodszych lat. Ogranicza się ich kontakty ze światem, o którym wiedzę się dawkuje, i płcią przeciwną - siostry nierzadko od małego już nie mogą bawić się z braćmi. Najlepiej, żeby do ślubu prawie nie wychodziły z domu, chyba że do szkoły, w której dość zresztą krótko edukowane są religijnie - tylko w podstawowych aspektach (wiedzieć i rozumieć nie muszą, od tego będą miały męża) oraz praktycznie: szycie, gotowanie, koszerność - wszystko co niezbędne do prowadzenia gospodarstwa domowego. Męża tak naprawdę poznają dopiero po ślubie. Żadnych książek (a już w szczególności literatury pięknej), gazet, radia, innych mediów. Przyzwyczaja się je do myśli, że mąż wie wszystko, co niezbędne, a jeszcze bardziej wie rebe, on stanowi ostateczną wykładnię i źródło interpretacji wydarzeń. Zdarza się oczywiście, że najzdolniejsze z dziewcząt w społeczności ortodoksyjnej uczą się dłużej, zostają księgowymi lub nauczycielkami. Łączą wówczas te zadania z wychowywaniem gromadki własnych dzieci, nierzadko kilkanaściorga, prowadzeniem domu i służeniem mężowi.
Czy chasydzkie kobiety buntują się przeciwko swojej roli? Czy postaci podobnych do Etsy z Unorthodox jest więcej? Owszem, wśród bohaterek książki Grupińskiej znajdziemy jedną czy dwie, które zapragnęły zmiany i przeprowadziły ją, często wielkim kosztem. Jak Chaja, spełniona pisarka, której od zawsze mówiono, że skromna żydowska kobieta książek nie pisze. Pokładając ogromne zaufanie w sobie samej, znalazła siłę, by pisarskie marzenie spełnić. "Kiedy odeszła ze świata, który czynił ją słabą i zalęknioną, poczuła ulgę. Odchodząc od religii, wróciła do Boga."
Chaja swojego odszczepieństwa nie żałuje. Ale to jedna z niewielu, która zniosła odium zdrajczyni, grzesznicy. Wytrwała.
Wśród rozmówczyń Grupińskiej są też takie, które owszem, próbują wprowadzić jakieś drobne zmiany, w praktyce przypominające raczej niewielkie dopuszczalne korekty, ustępstwa wobec obowiązujących zasad. Pozwalają sobie na delikatny makijaż, słuchanie radia, czytanie zakazanej beletrystyki, kino, a nawet ćwiczenia fizyczne. Ale to przecież żadna poważna rewolucja. Obawa przed wykluczeniem ze wspólnoty - na tym i na tamtym świecie, zakorzeniana od najmłodszych lat nieufność wobec własnego rozumu skutecznie zniechęcają, przekreślają wręcz wiarę w sens jakiegokolwiek buntu. Ograniczona edukacja, swatanie, golenie głowy lub strzyżenie na krótko podczas zaślubin, traktowanie kobiety jako istoty nieczystej, mykwa*, obowiązek utrzymania domu i umożliwienie mężowi studiowania Tory najdłużej, jak to możliwe, liczne potomstwo - wszystko to dla większości rozmówczyń Grupińskiej powody do chwały - nie do buntu. Po co się buntować, skoro we własnym świecie znajdują odpowiedzi na wszystkie pytania. Tutaj właśnie i w taki sposób odnajdują sens, przekonanie zaś o tym sensie przekazują swoim córkom. Nie dziwi więc, że młode chasydki stają się jeszcze bardziej radykalne. Córki krytycznie patrzą na malujące się matki, rodzą więcej dzieci i wykazują się jeszcze większą gorliwością. Samodzielne myślenie jest dla nich grzechem. Ja muszę myśleć tak, jak Halacha** nakazuje, ona jest ostateczną wykładnią - mówi jedna z nich. Ortodoksja przeistacza się w ultraortodoksję, a chasydki w posłuszne Ewy służące swym Adamom.
Najtrudniej spotkać Lilit
Czy wiecie, że Adam miał jeszcze jedną żonę, która nosiła imię Lilit? Jak wyjaśnia autorka, Lilit to: pierwsza żona Adama, demoniczna królowa nocy. (...) chciała tych samych praw, które otrzymał od Boga Adam. Rozczarowana rolą, jaką jej przypisano, opuściła Adama, unosząc się w kierunku Morza Śródziemnego. Rzekomo Lilit jest oblubienicą Samaela, pana złych mocy. Jest niebezpieczna nocą, kiedy napada samotnych mężczyzn, porywa dzieci i robi krzywdę noworodkom.
Lilit to alegoria wszystkiego, czym chasydka być nie może, nie powinna być, nie chce: kobietą w pełni decydującą o sobie i siebie świadomą, zarówno w sferze fizycznej, jak i intelektualnej, wolną i równą mężczyźnie, poszukującą i odważną. Szczęśliwą w stawaniu się, poznawaniu własnej drogi.
W świecie, który tak dogłębnie poznała i analizuje autorka, trudno spotkać Lilit. Chasydki nie widzą powodu, by nią być, żywią wobec niej pogardę, a nawet strach. Podkreślają swoje zadowolenie z życia, w którym już od narodzenia są określane i zdefiniowane przez wspólnotę. Poważne życiowe zadanie wykonano za nie, a im raczej obca jest pokusa przesuwania granic. Ta określoność jest wygodna, bezpieczna, kusząca... i zniewalająca zarazem.
"Trzeba umieć spotkać nie tylko Ewę, ale i Lilit."
Naprawdę? Być tylko tym, czego oczekują inni? I godzić się na to? Trudno mi to przyjąć. Bliżej mi do Chany - tej spośród rozmówczyń Grupińskiej, która się zbuntowała.
Jej zdaniem kobiecość ma dwa równoważne oblicza: jednym z nich jest Ewa, drugim zaś - Lilit. Są sobie równe, żadnego nie powinno się negować, tylko dążyć do jak najpełniejszego wykorzystania tego niezwykłego potencjału. "Nie boję się niczego, bo nie boję się siebie! Trzeba umieć spotkać nie tylko Ewę, ale i Lilit."
Bliżej mi do Chany, lecz do zrozumienia świata, o którym jest ta książka, ciągle daleko. Solidarność kobieca, szacunek dla ich wyborów- tak, ale zgoda na konformizm i bycie gorszą- nie.
Nie rozumiem. Ale może to nie o zrozumienie od początku chodziło, tylko o poznanie?
* Mykwa: (Mykwe) (hebr. מקווה) – w judaizmie zbiornik z bieżącą wodą (niekiedy basen) dla osób i naczyń, które zaciągnęły jakiegoś rodzaju nieczystość rytualną.
**Halacha to zbiór religijnych praw (zasad, nakazów, zakazów, miar), który określa jak praktycznie stosować Torę. Jakie konkretne zachowania są w judaizmie nakazane lub dozwolone, a jakie zabronione lub niewskazane.
Komentarze
Prześlij komentarz