Emilie Pine była dla mnie do niedawna autorką zupełnie nieistotną - bo nieznaną. Raz czy dwa razy skrzyżowały się nasze spojrzenia - moje ciekawskie, a jej, nazwijmy to - konfrontacyjne, na facebookowym profilu Iwony K. Jakie algorytmy zdecydowały, że zaczęły się tam wyświetlać posty Wydawnictwa Cyranka, nie mam bladego pojęcia, ale w sumie jestem wdzięczna. Wydawnictwo jest dość niszowe, nastawione na ambitną i zaangażowaną społecznie literaturę. Jak mówią sami o sobie: "Wydajemy powieści, opowiadania i literaturę faktu. Książki, które kochamy, i którymi chcemy podzielić się z innymi. Odważne i poruszające – te, które pozostawiają w czytelniku trwały ślad i skrywają sensy niewidoczne na pierwszy rzut oka. "
" O tym się nie mówi" to zbiór bardzo osobistych esejów, których motywem przewodnim jest przemoc rozgrywająca się w przestrzeni międzyludzkiej, opresja i ograniczenia wynikające ze skomplikowanych relacji rodzinnych, kultury, modelu wychowania, płci. Autorka zmusza czytelnika do głębokiego wniknięcia w świat rodzinnych perypetii, spowodowanych opuszczeniem dwóch dziewcząt i matki przez ojca, jego alkoholizmem, potem ciężką chorobą. Jest to książka o wyborach dorosłych, z których nie uważają za stosowne się tłumaczyć, a ich konsekwencje są jak pęknięcia tektoniczne - nigdy nic nie będzie takie samo. Czytamy o rozstaniu rodziców, niesformalizowanym rozwodem (Irlandia!), które uwięziło dzieci w roli pośredników między jednym a drugim, uczyniło z nich kartę przetargową i źródło męczącego obowiązku. Pine ujawnia dziecięce strategie przetrwania w tym dysfunkcyjnym świecie - jest to na przykład niejedzenie. Chudość, tak kulturowo pożądana, a stanowiącą przecież nic innego jak uboczny efekt dążenia ku autodestrukcji, staje się środkiem do budowania własnej pozycji, popularności - poprzez ciało, jego młodzieńczą, naiwną bezczelność.
Współuczestniczymy w dramatycznej walce autorki o ciążę. Rzecz się dzieje w katolickiej Irlandii, a Pine jako matka okazuje się być niewystarczająco istotna, by informować ją o sytuacji zdrowotnej płodu. Droga, którą pokonuje wraz z partnerem, skłania ją do sformułowania ważkich refleksji na temat kolejnego mechanizmu społecznego - przemożnej i niszczącej presji posiadania dziecka i w tym kontekście - uprzedmiotowienia kobiet, sprowadzenia ich do roli nosicielek życia, przy jednoczesnym odbieraniu im prawa do własnego ciała.
Tematem, o którym również się nie mówi, a przecież w istotny sposób wpływa na to, kim jesteśmy, jest... krwawienie. Pewnie wyjdę teraz na niedouczoną, ale esej Pine "O krwawieniu i innych zbrodniach" jest pierwszym przeczytanym przeze mnie tekstem, który w tak szerokim kontekście przedstawia kwestie kobiecej fizyczności i cykliczności, czyli po prostu - naszej ludzkiej podległości ciału i jego zmienności. Wszyscy, mam wrażenie, tkwimy w pewnym potrzasku z tym związanym - żyjemy iluzją wiecznej młodości, z którą radzimy sobie, regulując= naprawiając się za pomocą hormonów. Żartujemy z kobiet i mężczyzn w pewnym wieku ( a to PSM, a to menopauza, a to kryzys wieku średniego), ośmieszamy, negujemy naturalny rytm ciała. Pine nie ma złudzeń, że możliwy jest odwrót z tej drogi, dostrzega jedynie pokłady fałszu, w których wszyscy w związku z tym tkwimy. I zmęczona mówi - nie da się z tym nic zrobić, to nikomu nie przeszkadza.
Oryginalny tytuł książki "O tym się nie mówi" to "Notes to Self". Notatki z siebie - tak przekładam sobie tytuł ja, samozwańcza, jednorazowa tłumaczka z angielskiego. Notatki z własnego życia, z codzienności, z osobistych nieszczęść, którym polityka i kultur odebrały intymność, z formowania w imię jakiegoś wzorca ładności. Wszystko to odkłada się warstwami i tworzy nas, lepi. Nie musi jednak zniewalać. Pine osiągnęła sukces jako wykładowczyni i pisarka mimo tych wszystkich opresji. Ale najważniejsze jest to, że jako czterdziestolatka nadrobiła braki z dzieciństwa, nauczyła się jeździć na rowerze, ten pierwszy zjazd z górki. Pożegnała się ze wstydem, że jest sobą.
" O tym się nie mówi" to zbiór bardzo osobistych esejów, których motywem przewodnim jest przemoc rozgrywająca się w przestrzeni międzyludzkiej, opresja i ograniczenia wynikające ze skomplikowanych relacji rodzinnych, kultury, modelu wychowania, płci. Autorka zmusza czytelnika do głębokiego wniknięcia w świat rodzinnych perypetii, spowodowanych opuszczeniem dwóch dziewcząt i matki przez ojca, jego alkoholizmem, potem ciężką chorobą. Jest to książka o wyborach dorosłych, z których nie uważają za stosowne się tłumaczyć, a ich konsekwencje są jak pęknięcia tektoniczne - nigdy nic nie będzie takie samo. Czytamy o rozstaniu rodziców, niesformalizowanym rozwodem (Irlandia!), które uwięziło dzieci w roli pośredników między jednym a drugim, uczyniło z nich kartę przetargową i źródło męczącego obowiązku. Pine ujawnia dziecięce strategie przetrwania w tym dysfunkcyjnym świecie - jest to na przykład niejedzenie. Chudość, tak kulturowo pożądana, a stanowiącą przecież nic innego jak uboczny efekt dążenia ku autodestrukcji, staje się środkiem do budowania własnej pozycji, popularności - poprzez ciało, jego młodzieńczą, naiwną bezczelność.
Współuczestniczymy w dramatycznej walce autorki o ciążę. Rzecz się dzieje w katolickiej Irlandii, a Pine jako matka okazuje się być niewystarczająco istotna, by informować ją o sytuacji zdrowotnej płodu. Droga, którą pokonuje wraz z partnerem, skłania ją do sformułowania ważkich refleksji na temat kolejnego mechanizmu społecznego - przemożnej i niszczącej presji posiadania dziecka i w tym kontekście - uprzedmiotowienia kobiet, sprowadzenia ich do roli nosicielek życia, przy jednoczesnym odbieraniu im prawa do własnego ciała.
Tematem, o którym również się nie mówi, a przecież w istotny sposób wpływa na to, kim jesteśmy, jest... krwawienie. Pewnie wyjdę teraz na niedouczoną, ale esej Pine "O krwawieniu i innych zbrodniach" jest pierwszym przeczytanym przeze mnie tekstem, który w tak szerokim kontekście przedstawia kwestie kobiecej fizyczności i cykliczności, czyli po prostu - naszej ludzkiej podległości ciału i jego zmienności. Wszyscy, mam wrażenie, tkwimy w pewnym potrzasku z tym związanym - żyjemy iluzją wiecznej młodości, z którą radzimy sobie, regulując= naprawiając się za pomocą hormonów. Żartujemy z kobiet i mężczyzn w pewnym wieku ( a to PSM, a to menopauza, a to kryzys wieku średniego), ośmieszamy, negujemy naturalny rytm ciała. Pine nie ma złudzeń, że możliwy jest odwrót z tej drogi, dostrzega jedynie pokłady fałszu, w których wszyscy w związku z tym tkwimy. I zmęczona mówi - nie da się z tym nic zrobić, to nikomu nie przeszkadza.
Oryginalny tytuł książki "O tym się nie mówi" to "Notes to Self". Notatki z siebie - tak przekładam sobie tytuł ja, samozwańcza, jednorazowa tłumaczka z angielskiego. Notatki z własnego życia, z codzienności, z osobistych nieszczęść, którym polityka i kultur odebrały intymność, z formowania w imię jakiegoś wzorca ładności. Wszystko to odkłada się warstwami i tworzy nas, lepi. Nie musi jednak zniewalać. Pine osiągnęła sukces jako wykładowczyni i pisarka mimo tych wszystkich opresji. Ale najważniejsze jest to, że jako czterdziestolatka nadrobiła braki z dzieciństwa, nauczyła się jeździć na rowerze, ten pierwszy zjazd z górki. Pożegnała się ze wstydem, że jest sobą.
Komentarze
Prześlij komentarz