Miłość, wódka i polityka

Podstawówka, do której chodziłam, nosiła jego imię. Odbywały się tam w związku tym przeróżne konkursy, wieczorki poświęcone jego osobie i twórczości.  Dyrektorka szkoły z dumą opowiadała, że szkołę odwiedziła niegdyś trzecia żona poety, Wanda…
Wiersze Broniewskiego o Warszawie, konkursy wiedzy o jego życiu i twórczości – była to może nie codzienność, ale dość powszechna  praktyka. Ja nie narzekałam. Jako jedna z naczelnych szkolnych recytatorek   brałam udział  w tych konkursach systematycznie. Do dziś pamiętam wiersz  pt. „Brzoza”.  Nie jestem pewna, czy rozumiałam, o czym mówię, ale było w tym utworze tyle melodii, uwodzący poetycki obraz, jakiś niepojęty dla dziecka, ale przejmujący dramatyzm.

Brzoza

Brzoza nad wodą stała, młoda, szumna i piękna
brzoza w wodę spojrzała, i nagle - drżąca, wylękła -
chciała uciekać! uciekać! z rozwianym, zielonym warkoczem,
i nie mogła. I zapłakała. I nie wiedziała po czem.

Podszedłem do brzozy z nożem
i zatopiłem ostrze w białej brzozowej korze,
chciwie wypiłem z rany sok młody - krew brzozową,
i upadłem. I sen mnie zmorzył. A brzoza szumiała nad głową.

Śniłem o tym, com stracił, i o tym, do czego tęsknię,
a wtedy - o, brzozo! brzozo! - tyś zaszumiała najpiękniej...
Obudziłem się z nożem w ręku, świadomy krzywdy okrutnej.
W niebie mogło być jeszcze błękitniej, ale nie mogło być smutniej.


              W czasach licealnych Broniewski zniknął. Wyrugowano go z  podręczników. Czasem tylko słyszałam pogardliwe uwagi o poecie – komuniście – alkoholiku. 
Powrócił do mnie wraz z płytą „Broniewski”, która o ile dobrze pamiętam, wydana została z inicjatywy galerii Raster.  Znalazł ją przypadkiem  mąż- poszukiwacz i  fan polskiej muzyki.  Okazało się, że poezja tego pijaka i komunisty Broniewskiego jest po prostu bardzo dobra, że ciągle pulsuje emocjami, na które jestem niezwykle czuła. Zresztą nie tylko ja – nasz podówczas siedmioletni synek  biegał po domu z pieśnią na ustach, a słowa tej pieśni to nic innego tylko „Ulica Miła” Broniewskiego.
              Mariuszowi Urbankowi jestem więc niezmiernie wdzięczna za biografię autora wspomnianego wiersza. Powróciłam  dzięki niemu do czasów nastoletnich poetyckich fascynacji. „Broniewski. Miłość, wódka, polityka” to książka, która mnie początkowo przyciągnęła (tytułem właśnie), potem odrzuciła (ile można pisać o tym pijaństwie młodości?). Ostatecznie jednak przeczytałam ją od deski do deski, z coraz głębszym poczuciem dramatyzmu losu poety i całego pokolenia komunistów polskich, z którego się wywodził.
              Książkę rozpoczyna przywołana przez Urbanka anegdota o tym, że Broniewski odrzucił  propozycję Bieruta, by napisać nowy tekst polskiego hymnu. Historia ta rzeczywiście wydaje się kluczem do biografii poety, ukochanego twórcy reżimowego, obwożonego po wsiach i miastach w charakterze piewcy systemu, a w chwili ciężkiego osobistego kryzysu po śmierci córki zamkniętego w zakładzie psychiatrycznym. Z powodu pogłębiającego się alkoholizmu oczywiście.
Trzy rzeczowniki wymienione w tytule książki to jakby trzy akty dramatu jego życia. W miłość, w namiętność  rzucał się nieprzytomnie. W jego życiu było wiele ważnych kobiet – wychowany przez matkę i babkę, trzykrotnie żonaty. Jednak najważniejsza  była „córka – bzdurka” Anka. Wzruszającą jest siła ich związku. Szczerość i powaga listów pisanych przez dojrzałego ojca,  dotkniętego doświadczeniami komunistycznego więzienia, a potem losu żołnierza,  do nastoletniej, inteligentnej, ale jednak „podfruwajki”.
Namiętnie kochał socjalizm. Wiary tej nie podłamało ani  moskiewskie więzienie, ani wiedza na temat zbrodni katyńskiej. Jak pisze Urbanek: „marzył o Polsce socjalistycznej, w której będą rządzić robotnicy, ale nikt nie będzie krzywdził niewinnych ludzi.”
Po wojnie, już w tej wymarzonej Polsce, do której powrócił nie bez wahań, wiedziony jednakże między innymi troską o ukochane kobiety, wielokrotnie przeżywał momenty satysfakcji i rozczarowania kształtem, w jaki obleka się wyznawana przez niego idea.  Choć jako artysta przeżywał czas żniw. Jego wiersze były drukowane, czytane i recytowane. Jak pisał do córki „zrobiono ze mnie brąz i mumię”.  Świadomie zgodził się nieść sztandar socjalistycznej poezji.
A może jednak nieświadomie? Jego biografia i poezja coraz mocniej rozpływają się w wódce. Pytanie tylko, czy inaczej byłby w stanie głosić pochwałę tego systemu, którego prawdziwe, straszne oblicze sam najlepiej poznał?  Czy dałoby się inaczej przetrwać to rozdwojenie?
Losy Broniewskiego nie są z pewnością niczym szczególnym na tle epoki. Wielu twórców podejmowało grę z władzą, niejeden ma  „na sumieniu” wiersz o Stalinie… Łatwo jest dziś szufladkować, oceniać, lekceważyć. Czytając książkę Urbanka ani przez moment nie odniosłam wrażenia, że jej bohaterem jest pozbawiony moralności, ale za to doskonale wykorzystujący zapotrzebowanie polityczne oportunista. Wręcz przeciwnie.
Czy nie było w jego życiu i twórczości czystych intencji i prawdziwych ideałów, z których niemiłosiernie zakpiła sobie… historia?







Komentarze