Od jakiegoś czasu zagląda do nas taki jeden pięciolatek. Leonek. Teoretycznie mamy z głowy problem różnicy wieku, powinni sobie z Krzyśkiem przypaść do gustu, ale bywa ciężko.
Leonek mówi niewyraźnie. Słowa rosną mu w buzi, memła je, przeżuwa, żeby w końcu wydobyć z siebie coś, z czego - to widać po mimice - jest względnie zadowolony, czego jednak nie rozumie nikt poza nim. A to zaledwie początek. Bo jeszcze nie da się dotknąć, nawet tak po prostu - w geście przywitania. Lubi też pewien porządek i powtarzalność, tak więc jego wizyty muszą odbywać się zawsze o tej samej porze. Leonek boi się wielu rzeczy, które dla Krzysia nie są ani trochę straszne - węży mieszkających w łazience i tych, którymi próbowała go kilka razy udusić mama ( do czasu, aż zrozumiała).
Zadnych uścisków, przytulasków. To boli, wywołuje prądy, których natychmiast trzeba się pozbyć, rozładować je. Leon wali wtedy głową lub pięściami w ścianę. Krzysiek, zdezorientowany, pyta - co jest złego w przyjacielskim uścisku?
I żadnych intensywnych zapachów - trzeba być przy nim sterylnie czystym, zapachowo niewidzialnym, żeby się nie zląkł, nie zniechęcił. Możesz też oberwać rykoszetem - Leon wali prosto w oczy, co myśli. Jednego razu na przystanku autobusowym szczerze uświadomił pewną bardzo miła panią, że ma popsute zęby. Ile się ta jego mama naprzepraszała, nadenerwowała. Ile natłumaczyła Leonkowi, że czasem mógłby, tak by było lepiej - skłamać.
Jak to skłamać ? - pyta Krzysiek. I tu się z Leonem spotykają, choć właściwie nie, Leon jest krok do przodu. Leon wie, że nie zawsze może być sobą, bo gdy jest sobą, traci przyjaciół. A przecież rozpaczliwie ich potrzebuje. Dlatego do nas przychodzi i siedzi w tym swoim kącie, zerka spod byka, coś tam mamrocze. Więc stara się kłamać, czyli nie mówić głośno o tym, co mu przeszkadza, o tych wszystkich hałasach, smrodach, o codziennym chaosie. Krzysiu nie musi kłamać, może być sobą bezkarnie, dostaje na co dzień dużo dowodów sympatii i miłości. Leonek musi się starać, a to go przerasta.
***
Leonek, jak się pewnie domyślacie, jest postacią z książki, a właściwie z dwóch książek pt. Kto ukradł jutro czyli dlaczego nie jest jak z obrazka.
Napisała je Olga Ptak. Z wściekłości.
W jednej narratorem jest mama Leona (tę część czytałam tylko ja), w drugiej on sam ( to część czytana z Krzysiem). W pierwszej autorka opowiada o walce odbywającej się na linii Ja - Inni Ludzie, druga natomiast pozwala zrozumieć skąd biorą się problemy komunikacyjne w relacji Ja - Dziecko.
Leonek jest dzieckiem z orzeczoną niepełnosprawnością, który to urzędowy fakt niczego nie załatwia. To zaledwie formułka wyjaśniająca przyczynę Inności, ale Inność pozostaje.
Nie można też urzędowo zmusić ludzi do empatii.
A własne, prywatne lęki - czy znikną, bo jednostka chorobowa została nazwana? To zaledwie kilka z całego gąszczu pytań, które przychodziły mi do głowy w trakcie czytania.
Naszym wieczornym spotkaniom z Leonem towarzyszyło dużo dziecięcych zdziwień i mojego rodzicielskiego zagubienia. Czasami musiałam po prostu zamilknąć. Bo nie znam zbyt wielu dzieci autystycznych, niepełnosprawnych w jakikolwiek sposób, a to, co obnażała dziecięca dociekliwość Krzysia, zawstydzało mnie. Krzysiu nie lubił Leona, a ja nie umiałam go do niego przekonać. W końcu przestał pytać - uznał, że Leon po prostu taki jest. Ma prawo zachowywać się tak a nie inaczej.
Komentarze
Prześlij komentarz